Cmentarny Dom

Płonie żądza słodkiej uciechy,
zanurzenia się w odmęt grobowy.
Brzozowe szelesty ucichły...
Umarł święty anioł – motyl dobowy.

Nocą czarną, jak pióra krucze..,
tęcza ucieleśniła się na niebie.
W koło wciąż po cmentarzu klucze...
Dupę swoją o chłód śmierci ziębię.

I choć mnie nie ma już z żywymi...
Tańczę po tęczy rad ze śmierci.
Częstując się jej darami mdłymi,
gdy Robak prawdę we mnie wierci.

I nieistnienie milsze mi od trwania..
Zimno ciała daje większą radochę.
Co chwilę trupy krzyczą - "Bania !"
Schlałem się za bardzo – "trochę".

Tańczę już nie na ostrzu egzystencji,
a na szanownej czyśćca żylecie.
Chyląc się raz w piekło, raz ku prominencji,
a Ludzkość trwa w modlitwy odwecie...

Ostatecznie równowagę zachowuje...
- stoję nieruchomo na wadzę Losu..
To, czego się później dowiaduje,
to, że trafię za szulerstwo do lochu.

Lochem trwałym czasu, mój grobowiec...
Miło tu wszak i przyjemnie egzystować!
Wokół stado opętanych, zagubionych owiec...,
których można ku piekłu z humorem kierować.

Zostanę tu, choćby chcieli mnie w piekle!
Zostanę i zatrzasnę się w murach grobu !
Bo z humoru pękam i to jest moje miejsce
i trwać tu będę ku wspólnemu dobru...

Marionel Moriel



Komentarze